Dziś ostatni przepis z tygodniowego wyzwania roślinnego! Troszkę mi zeszło publikacjami, ale w końcu mamy komplet. Pod koniec małe podsumowanie, o które prosiliście 🙂 W ostatnim przepisie z serii znów króluje komosa - nic dziwnego, powinna ona często pojawiać się na wegańskich talerzach, ponieważ ma bardzo korzystny skład jeśli chodzi o niezbędne aminokwasy. Poza tym czemu nie? Jest pyszna, dostarcza sporo białka, ma przyjazny indeks glikemiczny i nie zawiera glutenu, jeśli go unikacie. Poza ceną same plusy, chociaż ostatnio bardzo zyskała na popularności, więc co raz częściej widać ją na półkach w rozsądniejszej cenie. Mój mix jest oczywiście tylko schematem, który możecie dopasować pod swoje kubki smakowe i to, co akurat macie w lodówce czy zamrażalniku 🙂
Komosa ryżowa z warzywami, suszonymi pomidorami i prażonymi pestkami dyni
Drukuj przepisWartości odżywcze
- 341 Kalorie
- 41g Węglowodany
- 13g Tłuszcze
- 15g Białko
Składniki
- 50 g komosy ryżowej (u mnie mix kolorów)
- 50 g mrożonego groszku
- 50 g papryki (1/3 sztuki)
- 1 ząbek czosnku
- garść pomidorków koktajlowych
- garść szczypiorku
- 1/2 łyżeczki oleju kokosowego (3g)
- 10 g pestek dyni
- 2 łyżki posiekanej kolendry
- 1 płaska łyżeczka tahini (5g)
- świeżo zmielony pieprz + sól do gotowania komosy
Przgotowanie
Komosę opłukujemy, a następnie gotujemy w lekko osolonej wodzie.
Paprykę i suszone pomidory kroimy w kostkę, czosnek w plasterki, podsmażamy wraz z groszkiem na oleju kokosowym (aż papryka zmięknie), a następnie dodajemy do ugotowanej i odcedzonej komosy.
Na patelni po smażeniu warzyw podprażamy minutkę pestki dyni, które wraz z posiekaną kolendrą i połową szczypiorku, świeżo zmielonym pieprzem i pastą tahini dodajemy do reszty składników, całość mieszamy i przekładamy do głębokiego talerza.
Danie posypujemy resztą szczypiorku i na wierzch nakładamy połówki pomidorków koktajlowych.
Tak więc w kwestii krótkiego podsumowania.
Ten tydzień był nie lada wyzwaniem, nie ukrywam, że brak wcześniejszego, odpowiedniego zaopatrzenia się w produkty spożywcze trochę utrudnił mi sprawę.
Kocham Biedronkę, mam ją pod domem i zwykle tam robię większość zakupów, ale jeśli chcemy kupić tofu, mleczko kokosowe czy inne, bardziej skomplikowane produkty – musimy ruszyć gdzieś dalej, a ja tego nie zrobiłam, a potem ciągle brakowało mi czasu.
Przyznaję się, że przez 7 dni nie zjadłam (świadomie) nic pochodzenia zwierzęcego poza chochelką rosołu (jedynej zupy, za którą nie przepadam) przy smutnej, rodzinnej „okazji” – nie chciałam marudzić w dniu, w którym zdecydowanie nie to było najważniejsze.
Powyższa kwestia jest jak pewnie się domyślacie jedną z najbardziej uciążliwych na diecie roślinnej.
Domyślam się, że z czasem robi się co raz prościej, kiedy znajomi i rodzina po prostu wiedzą, że jesteś na takiej, a nie innej diecie, więc są na to przygotowani, biorą to pod uwagę jak gdzieś wychodzicie itp. – ale na początku jest ciężko, ja mieszkam w prawie 200 tysięcznym mieście, a wegańsko mogę zjeść może w 4-5 miejscach, z czego wieczorem otwarte są może 2, a po 22 już zostają mi tylko napoje 🙂
Także w jeszcze mniejszych miejscowościach na pewno na co dzień jest to dość mocno „upierdliwe” – choć może to tylko moje zdanie, ponieważ uwielbiam jadać z mężem na mieście.
Przejdźmy jednak do kwestii samopoczucia/zdrowia/skóry.
Tydzień to mało, jestem tego świadoma, skóra właściwie tylko mi się pogorszyła pod koniec (ale mogło to być właśnie tzw „oczyszczanie”), odstawienie nabiału nie wpłynęło niestety nijak pozytywnie na moje samopoczucie czy kwestie zatrzymywania wody/senność.
Ale! Jedną, fundamentalną zmianą było trawienie.. to prawda co mówią o częstych wizytach w toalecie, ale dla mnie to akurat plus, także jeśli macie problemy np. z zaparciami – warto spróbować!
Oprócz tego wbrew temu co myślałam – przy kompletnym wykluczeniu produktów odzwierzęcych spożywanie roślin strączkowych (nawet w większej ilości niż zawsze) było zdecydowanie łagodniejsze dla mojego przewodu pokarmowego, bo niestety zwykle dają mi nieźle popalić 😉
Kończąc swój wywód – nie planuję przechodzić na weganizm, czasem myślę o wegetarianizmie, bo nie odczuwam potrzeby jedzenia mięsa i ryb (lub tak mi się wydaje..), ale muszę się chyba najpierw wyleczyć z wiary w dietę wysokobiałkową 🙂
Nie mniej jednak myślę, że raz na 2-3 miesiące będę robiła sobie taki tydzień – myślę, że mój organizm będzie zadowolony z takich małych, „zielonych” epizodów.
9 komentarzy
Kinga
15 listopada 2016 o 18:41Smacznie 🙂
Małgorzata Rusek
15 listopada 2016 o 18:57Ja od paru lat urządzam sobie 100% roślinny tydzień wtedy, kiedy wypada Tydzień Weganizmu 🙂 Można się przy okazji bardzo wiele nauczyć – myślę, że dla dietetyka to super sprawa, bo przecież mamy bardzo różnych pacjentów. Bardzo fajne przepisy wymyśliłaś. Polecam Ci wypróbować też typowo wegańskie potrawy i dodatki np. tofucznicę, pastę bez-jajeczną, wegański parmezan (trzeba się zaopatrzyć w czarną sól, płatki drożdżowe) – są naprawdę bardzo smaczne i można zrobić psikusa rodzinie 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
M
15 listopada 2016 o 19:36Jeszcze nigdy nie jadłem komosy,a le spróbuje pewnego dnia. Tez ciągnie mnie w kierunku diety wegetariańskiej, albo przynajmniej ograniczającej spożywanie mięsa, bo uważam że jemy go za dużo.
Kasia Ekiert
15 listopada 2016 o 19:45tez o tym czasem mysle, aby sprobowac… ale ta wiara w wysokobialkowa 😛
Anonimowy
16 listopada 2016 o 20:07Akurat mleczko kokosowe można kupić w Biedronce 🙂 Tofu jest w stałej ofercie Lidla, czyli nawet w dyskontach można wszystko znaleźć 🙂
lov healthy life
18 listopada 2016 o 06:02Od kilku miesięcy komosa leże w szufladzie, teraz już wiem jak ją wykorzystać 😉
Paulina Gawron
21 listopada 2016 o 20:20Fajny pomysł na lunch box'a ! 🙂
Anonimowy
30 stycznia 2017 o 14:59kupiłam komose jak robiłam zamówienie na biolovers.pl bo mi koleżanka nagadała że się przyda ale do tej pory ne wiedziałam co z nią zrobić… teraz już wiem 🙂 muszę spróbować!!
zjedzmy
3 czerwca 2017 o 06:54Rewelacyjny przepis 🙂 zdrowy, smaczny i kolorowy!